niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział drugi, CZ II.

- Cieszę się! A teraz chodź, bo zaczną bez nas. - pociągnął mnie za nadgarstek, co spowodowało, że byłam zmuszona "skakać" z parapetu. Prawie biegnąc wyszliśmy z pokoju. Zdążyłam tylko zamknąć za sobą drzwi.


   Weszłam zaraz za Niallem do salonu, gdzie miały się rozegrać nasze kalambury. Okazało się, że miał rację - to towarzystwo ni zna takiego pojęcia jak punktualność. Usiadłam na kanapie i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
 - Czemu tu jest tak ponuro? Tak.. hmm... poważnie i ogólnie, jakoś inaczej? - spytałam Nialla nakładając nogę na nogę i opierając się dłońmi i kolana, nadal patrząc na wnętrze salonu.
 - Sam nie wiem... miało być elegancko, może kiedyś to zmienimy. - powiedział blondyn siadając na sporej pufie naprzeciwko kanapy. 




 - Kiedyś pewnie tak. - zaśmiałam się i w tym momencie do pomieszczenia żwawym krokiem wszedł Louis. Chłopak był uśmiechnięty od ucha do ucha i nucił jakąś melodię pod nosem.
 - No proszę, Horan jest na czas, a nawet wcześniej! Nie wierzę! - wykrzyknął, gdy spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest dokładnie 18:58.
 - Oh, zamknij się Lou... lepiej chodź ze mną po jakieś gastro. - przewrócił oczami Nialler i ponaglił kumpla ruchem głowy.
 - Pomóc wam? - spytałam wstając z kanapy.
 - Nie, nie trzeba, zaraz będziemy. - uśmiechnął się blondyn i pociągnął Louis'a za rękaw koszulki. - Jesteś głupi, czy głupi?! - usłyszałam, gdy wyszli z salonu i Niall lekko przymknął za nimi drzwi. Niestety ciekawie zapowiadająca się rozmowa umknęła mi przed nosem, gdyż po pytaniu wypowiedzianym przez blondyna już nic nie usłyszałam.
   Minęły może dwie minuty i w wejściu do salonu ukazała się Ola, a za nią Liam. Oboje byli tak roześmiani i zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Dopiero po chwili chłopak zwrócił uwagę na to, że nie są sami i podszedł do mnie pytając, gdzie reszta. Odpowiedziałam, że Lou i Niall poszli po jakieś jedzenie, a Zayn i Harry jeszcze nie zeszli. Wtedy Li bez słowa wyszedł i zostałam z Alex sama w salonie.
 - No co?! - oburzyła się, gdy spojrzałam na nią wymownym spojrzeniem. - Ja nic nie zrobiłam, po prostu sobie gadamy!
 - Ha! Czyli jednak coś się kroi, ułuuuu! - zaczęłam przedrzeźniać przyjaciółkę. Długo to nie trwało, gdyż do pomieszczenia wpadł Niall cały obładowany jedzeniem. Pchnął stopą lekko drzwi, by otworzyły się szerzej. Podszedł pufy i rzucił na nią wszystkie chipsy jakie miał (a trochę tego było, gdyż w obu dłoniach trzymał po 3 paczki, do tego na rękach niósł jeszcze 4 paczki i w zębach trzymał dwie), z czego i  tak ponad połowa spadła na podłogę. Chłopak zwinnie je podniósł i ułożył. W tym samym czasie wszedł Louis ze skrzynką piwa.
 - Teraz się możemy bawić! - oznajmij dumnie stawiając skrzynkę obok szklanego stolika stojącego między kanapą a pufą. Po dosłownie kilku sekundach do salonu weszli Harry, Zayn i Liam. Każdy zajął miejsce na kanapie. Tylko ten lokowany usiadł sam, na pufie. Co go gryzło od początku naszego przyjazdu do tej pory pozostawało zagadką.
 - Kto zaczyna? - powiedział Zayn otwierając po kolei piwa, tak, by każdy dostał jedno.
 - Może ja? - wychyliła się zza mnie Ola. - Ponoć jestem dobra w kalamburach. - zaśmiała się.
 - To już wiemy, czemu chciałaś w to grać! - wybuchnął śmiechem Liam, a zaraz po nim reszta towarzystwa. Z jednym wyjątkiem, chyba wiecie kogo mam na myśli.
   Alex tylko wzruszyła ramionami. Wstała z miejsca, wypiła jeszcze kilka łyków piwa, zapewne na odwagę, i stanęła tak, by każdy z nas mógł ją widzieć. Wylosowała jedną karteczkę z plastikowego pudełka stojącego na stoliku, które w międzyczasie postawił tam Zayn. Zaraz po przeczytaniu zaczęła nam pokazywać o co może chodzić. Padały różne hasła, od jedzenia, poprzez muzykę, aktorów, auta, po nazwy miast. Nie mam pojęcia co te hasła miały ze sobą wspólnego, a tym bardziej z rozwiązaniem zagadki, która brzmiała "leniwiec". 



Późny wieczór, około północy...

 - Uhm.. Harry? - zagadnęłam chłopaka, kiedy wszedł na górę i zaczął kierować się w stronę swojego pokoju, jednocześnie mijając mnie, gdy wyszłam z pokoju Oli.
 - Tak? - spytał nie odwracając się z moją stronę.
 - Wolałabym porozmawiać z tobą, a nie twoimi plecami. - po tych słowach Styles odwrócił się przodem do mnie.
 - No słucham? - spytał ponaglając mnie ruchem dłoni.
 - Dlaczego jesteś jakiś nie w humorze? Cały dzień taki wkurzony chodzisz?
 - A co ci do tego? Ty i ta twoja przyjaciółka tu jesteście tylko po to, żeby jakoś się wybić. - prychnął. Zabolało. Nie, nie będzie mi jakiś gwiazdorek wyrzucał swoich bólów.
 - Słuchaj, Styles... może i Ola jest waszą fanką, ale jak widzisz zachowuje się normalnie. I współczuję jej tego, gdy się dowie, że jej idol jest takim dupkiem. Nie biegamy za wami jak nawiedzone, nie śledzimy każdego waszego kroku po tym domu. Choć minęło dopiero kilka godzin od naszego przyjazdu tutaj, to mogłeś już to zauważyć. To, że tobie coś w dupie jest źle, nie oznacza od razu, że jesteśmy tu po to, żeby skorzystać z waszych pieniędzy i z tego, że jesteście sławni. Jesteśmy tu przede wszystkim po to - i tutaj bardzo podkreśliłam swoją wypowiedź - żeby czegoś się nauczyć współpracując z ludźmi, którzy się na tym znają. No a to, że jesteśmy akurat związane współpracą z wami, waszym fotografem i innymi ludźmi, jest tylko kwestią przypadku. Więc z łaski swojej nie oceniaj nas, skoro nic o nas nie wiesz, kumasz? - mówiąc to podchodziłam malutkimi kroczkami coraz bliżej Harry'ego. Wypowiadając ostatnie zdanie tykałam go palcem wskazującym w ramię, w rytmie do wypowiadanych słów i ich sylab. Ten tylko przewrócił oczami i poszedł bez słowa do swojego pokoju, dość głośno zamykając drzwi.
   Stałam jeszcze chwilę w korytarzu. Byłam jak sparaliżowana. Zlał mnie. Tak po prostu olał to co powiedziałam. Świnia z niego i tyle. Pieprzony egoista. Znałam go może 10 godzin, a już miałam dość. Nie ma co się przejmować. Spojrzałam ostatni raz w stronę jego pokoju i poszłam do siebie. Może mu przejdzie... oby tak było, nie chcę i nie potrzebuję tutaj wrogów. Przyleciałam tu po to, żeby nabrać doświadczenia, a nie, żeby kłócić się z szanownym panem Styles'em. Z samego rana wezmę się za planowanie pobytu, obowiązkowo!



Rano, po godzinie 10...


1. NIE PODDAWAĆ SIĘ!!!!!!!!!!!
2. Nie ulegać nikomu, mieć swoje zdanie.
3. Nie szukać wrogów.
4. Uczyć się tego, po co przyjechałam.
5. Unikać problemów (np. problemu "Harry Styles").



 Napisałam na kartce te kilka punktów, a potem schowałam ją między materac a deski łóżka. Tam nikt jej nie znajdzie. Byłam głodna, więc poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Nie zastanawiając się za bardzo nad strojem, makijażem i fryzurą (pracuję z gwiadami światowego formatu, nie mogę zejść na śniadanie w piżamce w różowe misie) włosy związałam w kitkę, lekko przypudrowałam twarz, by się nie błyszczała i założyłam szarą bluzę z napisem "AWESOME", do tego jakieś ciemne leginsy i czarne pseudo-trampki (klik). Wzięłam telefon w dłoń i wyszłam z pokoju, kierując się na dół do kuchni. Byłam głodna jak wilk!
 - Dzień dobry! - powiedziałam widząc przy lodówce Niall'a. Blond żarłoczek. - Jak tam humor, panie Horan?
 - Humor dopisuje, tylko głodny jestem. - powiedział nadal penetrując półki z jedzeniem. 
 - Jak chcesz, to mogę zrobić jakieś szybkie ale dobre śniadanie. - uśmiechnęłam się do chłopaka, gdy odwrócił się do mnie przodem.
 - Kuchnia jest twoja, Maju! - stwierdził dumnie i odsunął się w stronę stołu. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w samych bokserkach. 
 - Niall... to ty idź się ubierz, a ja coś tu przygotuję. Co ty na to? - nawet nie doczekałam się odpowiedzi, bo gdy tylko chłopak zorientował się, że jest w samej bieliźnie zarumienił się i wybiegł z kuchni.
   Mając do wyboru różne składniki, przygotowałam surówkę z kapusty pekińskiej i pomidora z sosem koperkowo-ziołowym. Do tego zrobiłam jajecznicę ze skwarkami i pomidorem oraz kanapki z szynką, sałatą, pomidorem i ogórkiem. Coś dużo tego pomidora... ale co poradzę, że go uwielbiam. Kiedy przygotowałam stół, tak, by każdy mógł usiąść i zjeść cała szóstka wparowała do kuchni "sprzątając" jedzenie ze stołu. I chłopcy i Ola jedli aż im się uszy trzęsły. Natomiast ja zadowoliłam się miską płatków owsianych z rodzynkami.



Tego samego dnia, wieczór...


   Dziś mieliśmy leniwy i rekreacyjny dzień. To już drugi z zespołem. Chłopcy nie są źli. Nawet zaczęłam ich lubić. Ja zrobiłam śniadanie, oni obiad, a Ola kolację i każdy był zadowolony. W tej chwili siedziałam w pokoju, bo bolała mnie głowa. Louis na pocieszenie przyniósł mi gorące kakao w sporym kubku (0,5l jeśli się nie mylę) i zostawił samą, żebym, jak to stwierdził, "odpoczęła od ich paplaniny". Miły chłopak.
   Siedząc znów na parapecie i wpatrując się w ciemność panującą za oknem dokończyłam kakao. Jednak dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jutro wstajemy dość wcześnie, bo przed 7 rano, i jedziemy na jakieś podpisywanie płyt oraz zdjęcia z fanami. Mam tam się wprawić w "fotografowanie naturalne", tak określił to manager chłopaków. Odłożyłam kubek na szafkę nocną, ubrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Nastawiłam jeszcze tylko budzik w telefonie na odpowiednią godzinę i zgasiłam światło. Jeden baran... dwa barany.. trzy...

2 komentarze:

  1. trzy barany... cztery barany XDDDDD
    na mnie to nigdy nie działa ale nic XD
    ech ;)
    oj Styles Styles...
    rozdział świetny ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz! :)