czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział drugi, CZ I.

- Jak się czujesz? - spytała mnie Ola, gdy oderwała wzrok od widoków chmur zza okna. Chyba zobaczyła, że jestem dziwnie blada.
- Do.. dobrze. - wydukałam.
- Na sto procent? - upewniała się moja przyjaciółka.
- Ta-tak. - "NIE!" krzyczały moje myśli. Pierwszy raz leciałam samolotem i bałam się jak cholera. W głowie miałam tylko miliony obrazów spadających, uszkodzonych, wielkich maszyn, które rozbijają się na jakiejś wyspie lub spadają prosto w wodę.
- No powiedzmy, że Ci wierzę... - powiedziała Alex, co w jej języku znaczy mniej więcej "nie wierzę ci, ale zostawię ten temat w spokoju, bo i tak mi nic nie powiesz". W sumie miała rację. Nie chciałam mówić o tym, co obecnie czułam i co się tworzyło w mojej głowie. Do tego fakt, że poznam takie sławy jak chłopaki z One Direction. Nie, nie chodziło o to, że byłam wniebowzięta. Doceniam to, co robią i jestem pod wrażeniem ich głosów, gdyż razem tworzą coś naprawdę dobrego. Ale czy ja się nadaję? To są gwiazdy światowe. A jeśli pomylę ich imiona? Albo palnę jakąś gafę? Ola się ze śmiechu nie pozbiera, wie o nich wszystko... a ja? Praktycznie nic. Nawet ich zbyt często nie słucham. Po prostu zamieniałam się stopniowo w coraz większy kłębek nerwów.
   Zamknęłam oczy i starałam się niczego nie słyszeć i o niczym nie myśleć. Po prostu dolecieć w jednym kawałku i zacząć współpracę z One Direction, nawet jeśli byłoby to ciężkim doświadczeniem. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać i jacy oni są. Po jakimś czasie udało mi się wyłączyć od otaczającego mnie świata. A może tylko zasnęłam?


 -Nie mogę uwierzyć, że zaraz ich poznam. Maja, uszczypnij mnie! - wariowała Ola, gdy przemierzałyśmy miasto w czarnej limuzynie z przyciemnianymi szybami. Nie wiem, po co ta cała szopka, wystarczyłoby zwykłe auto. Po co na nas dwie taki wielki samochód? Choć w sumie... to nie Polska. Co do lotu - minął bezproblemowo i szybko. A co więcej, latanie mi się spodobało!
- Wierzę Al, wierzę. - uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki. W jej oczach dało się zauważyć malutkie iskierki, miała łzy w oczach. - Ale spokojnie. Wiem, że bardzo ich lubisz, ale traktuj ich normalnie, jak współpracowników. OK? - spytałam dla pewności. W tym stanie Ola była w stanie zrobić naprawdę głupie rzeczy.
 - Spoko, nie będziesz się mnie wstydzić. Cieszę się, że ich poznam, bo to jest moje marzenie. Ale nie będę odwalać, obiecuję. Przecież to zwykli ludzie, jak ja, albo jak ty. - powiedziała wpatrując się prosto w moje oczy, jednocześnie obejmując rękoma swój duży bordowy zeszyt. Odkąd się przyjaźnimy zawsze go ma i do tej pory nie wiem, co w nim jest. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie, na przeciwległych końcach auta.
 - Co jest? - powiedziałam, gdy limuzyna nagle się zatrzymała w nieznanym mi wizualnie miejscu. Słychać było tylko jakieś głosy. Nie, nie w mojej głowie, tylko na zewnątrz pojazdu. Nie było jednak słychać dokładnych rozmów. Mogłam jedynie z usłyszanych fragmentów wywnioskować, że osoby z zewnątrz rozmawiały po angielsku.
 - No właśnie... czemu stoimy? - szepnęła Ola, jakby nie była pewna tego, że usłyszę ją tylko ja. Uniosłam bezradnie ramiona i pokiwałam głową na znak, że nie wiem.
   Nie zdążyłam nawet mrugnąć oczami, kiedy ktoś otworzył drzwi od limuzyny. Wychyliłam lekko głowę z nadzieją, że się dowiem, jednak na marne. Nadal słyszałam jakieś rozmowy, teraz prowadzone szeptem, gdzieś od strony kierowcy. Zignorowałam to jednak kolejny raz i usiadłam obok Oli, w głębi pojazdu. Obie próbowałyśmy cokolwiek zobaczyć przez ciemne szyby, jednak na marne.
 - Hello girls! - usłyszałyśmy męski głos. Obie jednocześnie podskoczyłyśmy przestraszone, gdyż nie spodziewałyśmy się żadnych gości.
 - Oh my God, Niall? - wydukała Ola. Kiwnął głową na znak, że tak i uśmiechnął się bardzo szeroko. To będzie ten sympatyczny, pomyślałam.
 - Niall, tak? Jestem Maja, a to Alexandra, inaczej Ola lub Alex. - kontynuowałam w ojczystym języku chłopaka. - Mógłbyś nam powiedzieć, dlaczego tu stoimy? Nie chcę być niemiła, po prostu pytam. - uśmiechnęłam się lekko z nadzieją, że blondas nie odbierze tego jako pretensji.
 - Miło was poznać dziewczyny. - zaśmiał się. Pocieszny chłopaczek z niego. - Kierowca się tu zatrzymał, bo zabieracie nas z próby. Jedziemy razem do domu. - powiedział nadal się uśmiechając. Coś czuję, że to on będzie rozbawiał całe towarzystwo.
 - Rozumiem. A co na obiad? - spytałam śmielej, a Niall wybuchł śmiechem.


   Prawie całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Raz po raz ktoś kaszlnął lub chrząknął. Każdy z nas czuł się lekko niezręcznie w takim składzie. Ola siedziała jak na szpilkach. Zapewne miliony pytań nasuwały jej się na myśl i wpływały na język. Jednak dość dobrze to kontrolowała i gdy już wszyscy członkowie usiedli w limuzynie i się przedstawili, powiedziała składne "Miło was wszystkich poznać" bez zbędnych emocji. Byłam z niej bardzo dumna.
 - Bon appétit. - powiedział Niall, gdy wszyscy usiedliśmy przy stole i nakładaliśmy sobie na talerze jedzenie przygotowane przez domowego kucharza.
 - Gracias. - odpowiedział chłopak w czarnych włosach. Jeśli dobrze pamiętałam to był to Zayn. Tak, Zayn.
 - Widzę macie tu zróżnicowanie w językach. - zaśmiałam się nabierając na widelec surówkę z pora.
 - Nawet nie wiesz jakie! - zaśmiał się Liam. Zapamiętałam go, bo ma na szyi taką ciemną plamkę, która jest bardzo podobna do mojego pieprzyka na stopie.
 - A może wy powiecie coś w swoim języku, hm? - zasugerował ten drugi chłopak z imieniem na L.
 - Specjalnie dla Louis'a: SMACZNEGO CHŁOPCY! - powiedziała Ola ostatnie dwa słowa wymawiając po polsku.
 - Jak mamy odpowiedzieć w waszym języku? - spytał blondyn, po czym napił się wody ze szklanki stojącej obok jego talerza.
 - DZIĘ.KU.JE.MY.. - przesylabowałam tak, jak robią to dzieci u nas w przedszkolu i podstawówce. Chłopcy łamali sobie język na polskim słowie, jednocześnie śmiejąc się do oporu. Tylko Harry, ten w lokach, siedział jakiś przygaszony.
 - Chłopcy, mogę coś zaproponować? - Alex spytała nieśmiało, co wywołało grobową ciszę.
 - Oczywiście! - powiedział rozochocony Liam. Oho, czyżby moja przyjaciółka wpadła mu w oko?
 - Tak sobie myślałam... może byśmy wieczorem spotkali i pograli w kalambury? Poznamy się lepiej i wesoło spędzimy wieczór. W końcu przed nami współpraca i spędzanie czasu w tym gronie.
 - Świetny pomysł! - Liam klasnął w dłonie i pełen entuzjazmu wstał. - O dziewiętnastej wszyscy w salonie na dole.
 - Ekhm.. Liam... a pokażesz nam najpierw nasze pokoje? - powiedziałam powstrzymując śmiech.
 - Ja Wam pokażę, ale najpierw zjedzmy! - wydukał Niall przeżuwając kolejne kęsy schabowego z ziemniakami. Ten człowiek mnie rozbraja.


Wieczór, kilka minut przed dziewiętnastą...

   Siedziałam na parapecie już w swoim, tymczasowym pokoju wpatrując się w niebo i różowiące się niebo. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie pada deszcz. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w otoczenie. Z transu wybiło mnie ciche pukanie do drzwi.
 - Otwarte! - krzyknęłam.
 - Można? - zobaczyłam wychylającą się zza drzwi głowę Niall'a.
 - Pewnie, wchodź. - ponagliłam go ruchem ręki, nadal siedząc na parapecie. - Wszyscy już na dole?
 - Coś ty. Oni nie znają taiego słowa jak "punktualność". - zaśmiał się z nieuwagi swoich kolegów. - Podoba Ci się?
 - Hm? - kompletnie zdezorientowana wybałuszyłam oczy na chłopaka.
 - Pokój... podoba Ci się? - powtórzył.
 - Tak, jest śliczny! - nie kłamałam, rzeczywiście był piękny. Ciemne panele podłogowe z prawie białymi ścianami tworzyły idealny kontrast. Na lewo od wejścia znajdowała się nie za duża łazienka z cudowną, zaokrągloną wanną, a obok niej, znajdowało się przejście do toalety z umywalką. Na prawo od drzwi wejściowych do pokoju znajdowała się garderoba, nie było żadnych półek ani wieszaków, sama mogłam ją rozplanować. Na przeciwko wejścia znajdowało się ogromne okno z głębokim parapetem, który był wyłożony pianką. Między oknem a drzwiami do garderoby stało łóżko, czarne z cudowną czerwono-szaro-białą pościelą, a po drugiej stronie znajdowała się biała toaletka ze sporym lustrem. Po prostu pokój marzenie!
 - Cieszę się! A teraz chodź, bo zaczną bez nas. - pociągnął mnie za nadgarstek, co spowodowało, że byłam zmuszona "skakać" z parapetu. Prawie biegnąc wyszliśmy z pokoju. Zdążyłam tylko zamknąć za sobą drzwi.

6 komentarzy:

Dziękuję za Twój komentarz! :)