niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział drugi, CZ II.

- Cieszę się! A teraz chodź, bo zaczną bez nas. - pociągnął mnie za nadgarstek, co spowodowało, że byłam zmuszona "skakać" z parapetu. Prawie biegnąc wyszliśmy z pokoju. Zdążyłam tylko zamknąć za sobą drzwi.


   Weszłam zaraz za Niallem do salonu, gdzie miały się rozegrać nasze kalambury. Okazało się, że miał rację - to towarzystwo ni zna takiego pojęcia jak punktualność. Usiadłam na kanapie i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
 - Czemu tu jest tak ponuro? Tak.. hmm... poważnie i ogólnie, jakoś inaczej? - spytałam Nialla nakładając nogę na nogę i opierając się dłońmi i kolana, nadal patrząc na wnętrze salonu.
 - Sam nie wiem... miało być elegancko, może kiedyś to zmienimy. - powiedział blondyn siadając na sporej pufie naprzeciwko kanapy. 




 - Kiedyś pewnie tak. - zaśmiałam się i w tym momencie do pomieszczenia żwawym krokiem wszedł Louis. Chłopak był uśmiechnięty od ucha do ucha i nucił jakąś melodię pod nosem.
 - No proszę, Horan jest na czas, a nawet wcześniej! Nie wierzę! - wykrzyknął, gdy spojrzał na zegarek i zobaczył, że jest dokładnie 18:58.
 - Oh, zamknij się Lou... lepiej chodź ze mną po jakieś gastro. - przewrócił oczami Nialler i ponaglił kumpla ruchem głowy.
 - Pomóc wam? - spytałam wstając z kanapy.
 - Nie, nie trzeba, zaraz będziemy. - uśmiechnął się blondyn i pociągnął Louis'a za rękaw koszulki. - Jesteś głupi, czy głupi?! - usłyszałam, gdy wyszli z salonu i Niall lekko przymknął za nimi drzwi. Niestety ciekawie zapowiadająca się rozmowa umknęła mi przed nosem, gdyż po pytaniu wypowiedzianym przez blondyna już nic nie usłyszałam.
   Minęły może dwie minuty i w wejściu do salonu ukazała się Ola, a za nią Liam. Oboje byli tak roześmiani i zajęci sobą, że nawet mnie nie zauważyli. Dopiero po chwili chłopak zwrócił uwagę na to, że nie są sami i podszedł do mnie pytając, gdzie reszta. Odpowiedziałam, że Lou i Niall poszli po jakieś jedzenie, a Zayn i Harry jeszcze nie zeszli. Wtedy Li bez słowa wyszedł i zostałam z Alex sama w salonie.
 - No co?! - oburzyła się, gdy spojrzałam na nią wymownym spojrzeniem. - Ja nic nie zrobiłam, po prostu sobie gadamy!
 - Ha! Czyli jednak coś się kroi, ułuuuu! - zaczęłam przedrzeźniać przyjaciółkę. Długo to nie trwało, gdyż do pomieszczenia wpadł Niall cały obładowany jedzeniem. Pchnął stopą lekko drzwi, by otworzyły się szerzej. Podszedł pufy i rzucił na nią wszystkie chipsy jakie miał (a trochę tego było, gdyż w obu dłoniach trzymał po 3 paczki, do tego na rękach niósł jeszcze 4 paczki i w zębach trzymał dwie), z czego i  tak ponad połowa spadła na podłogę. Chłopak zwinnie je podniósł i ułożył. W tym samym czasie wszedł Louis ze skrzynką piwa.
 - Teraz się możemy bawić! - oznajmij dumnie stawiając skrzynkę obok szklanego stolika stojącego między kanapą a pufą. Po dosłownie kilku sekundach do salonu weszli Harry, Zayn i Liam. Każdy zajął miejsce na kanapie. Tylko ten lokowany usiadł sam, na pufie. Co go gryzło od początku naszego przyjazdu do tej pory pozostawało zagadką.
 - Kto zaczyna? - powiedział Zayn otwierając po kolei piwa, tak, by każdy dostał jedno.
 - Może ja? - wychyliła się zza mnie Ola. - Ponoć jestem dobra w kalamburach. - zaśmiała się.
 - To już wiemy, czemu chciałaś w to grać! - wybuchnął śmiechem Liam, a zaraz po nim reszta towarzystwa. Z jednym wyjątkiem, chyba wiecie kogo mam na myśli.
   Alex tylko wzruszyła ramionami. Wstała z miejsca, wypiła jeszcze kilka łyków piwa, zapewne na odwagę, i stanęła tak, by każdy z nas mógł ją widzieć. Wylosowała jedną karteczkę z plastikowego pudełka stojącego na stoliku, które w międzyczasie postawił tam Zayn. Zaraz po przeczytaniu zaczęła nam pokazywać o co może chodzić. Padały różne hasła, od jedzenia, poprzez muzykę, aktorów, auta, po nazwy miast. Nie mam pojęcia co te hasła miały ze sobą wspólnego, a tym bardziej z rozwiązaniem zagadki, która brzmiała "leniwiec". 



Późny wieczór, około północy...

 - Uhm.. Harry? - zagadnęłam chłopaka, kiedy wszedł na górę i zaczął kierować się w stronę swojego pokoju, jednocześnie mijając mnie, gdy wyszłam z pokoju Oli.
 - Tak? - spytał nie odwracając się z moją stronę.
 - Wolałabym porozmawiać z tobą, a nie twoimi plecami. - po tych słowach Styles odwrócił się przodem do mnie.
 - No słucham? - spytał ponaglając mnie ruchem dłoni.
 - Dlaczego jesteś jakiś nie w humorze? Cały dzień taki wkurzony chodzisz?
 - A co ci do tego? Ty i ta twoja przyjaciółka tu jesteście tylko po to, żeby jakoś się wybić. - prychnął. Zabolało. Nie, nie będzie mi jakiś gwiazdorek wyrzucał swoich bólów.
 - Słuchaj, Styles... może i Ola jest waszą fanką, ale jak widzisz zachowuje się normalnie. I współczuję jej tego, gdy się dowie, że jej idol jest takim dupkiem. Nie biegamy za wami jak nawiedzone, nie śledzimy każdego waszego kroku po tym domu. Choć minęło dopiero kilka godzin od naszego przyjazdu tutaj, to mogłeś już to zauważyć. To, że tobie coś w dupie jest źle, nie oznacza od razu, że jesteśmy tu po to, żeby skorzystać z waszych pieniędzy i z tego, że jesteście sławni. Jesteśmy tu przede wszystkim po to - i tutaj bardzo podkreśliłam swoją wypowiedź - żeby czegoś się nauczyć współpracując z ludźmi, którzy się na tym znają. No a to, że jesteśmy akurat związane współpracą z wami, waszym fotografem i innymi ludźmi, jest tylko kwestią przypadku. Więc z łaski swojej nie oceniaj nas, skoro nic o nas nie wiesz, kumasz? - mówiąc to podchodziłam malutkimi kroczkami coraz bliżej Harry'ego. Wypowiadając ostatnie zdanie tykałam go palcem wskazującym w ramię, w rytmie do wypowiadanych słów i ich sylab. Ten tylko przewrócił oczami i poszedł bez słowa do swojego pokoju, dość głośno zamykając drzwi.
   Stałam jeszcze chwilę w korytarzu. Byłam jak sparaliżowana. Zlał mnie. Tak po prostu olał to co powiedziałam. Świnia z niego i tyle. Pieprzony egoista. Znałam go może 10 godzin, a już miałam dość. Nie ma co się przejmować. Spojrzałam ostatni raz w stronę jego pokoju i poszłam do siebie. Może mu przejdzie... oby tak było, nie chcę i nie potrzebuję tutaj wrogów. Przyleciałam tu po to, żeby nabrać doświadczenia, a nie, żeby kłócić się z szanownym panem Styles'em. Z samego rana wezmę się za planowanie pobytu, obowiązkowo!



Rano, po godzinie 10...


1. NIE PODDAWAĆ SIĘ!!!!!!!!!!!
2. Nie ulegać nikomu, mieć swoje zdanie.
3. Nie szukać wrogów.
4. Uczyć się tego, po co przyjechałam.
5. Unikać problemów (np. problemu "Harry Styles").



 Napisałam na kartce te kilka punktów, a potem schowałam ją między materac a deski łóżka. Tam nikt jej nie znajdzie. Byłam głodna, więc poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Nie zastanawiając się za bardzo nad strojem, makijażem i fryzurą (pracuję z gwiadami światowego formatu, nie mogę zejść na śniadanie w piżamce w różowe misie) włosy związałam w kitkę, lekko przypudrowałam twarz, by się nie błyszczała i założyłam szarą bluzę z napisem "AWESOME", do tego jakieś ciemne leginsy i czarne pseudo-trampki (klik). Wzięłam telefon w dłoń i wyszłam z pokoju, kierując się na dół do kuchni. Byłam głodna jak wilk!
 - Dzień dobry! - powiedziałam widząc przy lodówce Niall'a. Blond żarłoczek. - Jak tam humor, panie Horan?
 - Humor dopisuje, tylko głodny jestem. - powiedział nadal penetrując półki z jedzeniem. 
 - Jak chcesz, to mogę zrobić jakieś szybkie ale dobre śniadanie. - uśmiechnęłam się do chłopaka, gdy odwrócił się do mnie przodem.
 - Kuchnia jest twoja, Maju! - stwierdził dumnie i odsunął się w stronę stołu. Dopiero teraz zauważyłam, że jest w samych bokserkach. 
 - Niall... to ty idź się ubierz, a ja coś tu przygotuję. Co ty na to? - nawet nie doczekałam się odpowiedzi, bo gdy tylko chłopak zorientował się, że jest w samej bieliźnie zarumienił się i wybiegł z kuchni.
   Mając do wyboru różne składniki, przygotowałam surówkę z kapusty pekińskiej i pomidora z sosem koperkowo-ziołowym. Do tego zrobiłam jajecznicę ze skwarkami i pomidorem oraz kanapki z szynką, sałatą, pomidorem i ogórkiem. Coś dużo tego pomidora... ale co poradzę, że go uwielbiam. Kiedy przygotowałam stół, tak, by każdy mógł usiąść i zjeść cała szóstka wparowała do kuchni "sprzątając" jedzenie ze stołu. I chłopcy i Ola jedli aż im się uszy trzęsły. Natomiast ja zadowoliłam się miską płatków owsianych z rodzynkami.



Tego samego dnia, wieczór...


   Dziś mieliśmy leniwy i rekreacyjny dzień. To już drugi z zespołem. Chłopcy nie są źli. Nawet zaczęłam ich lubić. Ja zrobiłam śniadanie, oni obiad, a Ola kolację i każdy był zadowolony. W tej chwili siedziałam w pokoju, bo bolała mnie głowa. Louis na pocieszenie przyniósł mi gorące kakao w sporym kubku (0,5l jeśli się nie mylę) i zostawił samą, żebym, jak to stwierdził, "odpoczęła od ich paplaniny". Miły chłopak.
   Siedząc znów na parapecie i wpatrując się w ciemność panującą za oknem dokończyłam kakao. Jednak dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że jutro wstajemy dość wcześnie, bo przed 7 rano, i jedziemy na jakieś podpisywanie płyt oraz zdjęcia z fanami. Mam tam się wprawić w "fotografowanie naturalne", tak określił to manager chłopaków. Odłożyłam kubek na szafkę nocną, ubrałam się w piżamę i położyłam do łóżka. Nastawiłam jeszcze tylko budzik w telefonie na odpowiednią godzinę i zgasiłam światło. Jeden baran... dwa barany.. trzy...

czwartek, 27 listopada 2014

Rozdział drugi, CZ I.

- Jak się czujesz? - spytała mnie Ola, gdy oderwała wzrok od widoków chmur zza okna. Chyba zobaczyła, że jestem dziwnie blada.
- Do.. dobrze. - wydukałam.
- Na sto procent? - upewniała się moja przyjaciółka.
- Ta-tak. - "NIE!" krzyczały moje myśli. Pierwszy raz leciałam samolotem i bałam się jak cholera. W głowie miałam tylko miliony obrazów spadających, uszkodzonych, wielkich maszyn, które rozbijają się na jakiejś wyspie lub spadają prosto w wodę.
- No powiedzmy, że Ci wierzę... - powiedziała Alex, co w jej języku znaczy mniej więcej "nie wierzę ci, ale zostawię ten temat w spokoju, bo i tak mi nic nie powiesz". W sumie miała rację. Nie chciałam mówić o tym, co obecnie czułam i co się tworzyło w mojej głowie. Do tego fakt, że poznam takie sławy jak chłopaki z One Direction. Nie, nie chodziło o to, że byłam wniebowzięta. Doceniam to, co robią i jestem pod wrażeniem ich głosów, gdyż razem tworzą coś naprawdę dobrego. Ale czy ja się nadaję? To są gwiazdy światowe. A jeśli pomylę ich imiona? Albo palnę jakąś gafę? Ola się ze śmiechu nie pozbiera, wie o nich wszystko... a ja? Praktycznie nic. Nawet ich zbyt często nie słucham. Po prostu zamieniałam się stopniowo w coraz większy kłębek nerwów.
   Zamknęłam oczy i starałam się niczego nie słyszeć i o niczym nie myśleć. Po prostu dolecieć w jednym kawałku i zacząć współpracę z One Direction, nawet jeśli byłoby to ciężkim doświadczeniem. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać i jacy oni są. Po jakimś czasie udało mi się wyłączyć od otaczającego mnie świata. A może tylko zasnęłam?


 -Nie mogę uwierzyć, że zaraz ich poznam. Maja, uszczypnij mnie! - wariowała Ola, gdy przemierzałyśmy miasto w czarnej limuzynie z przyciemnianymi szybami. Nie wiem, po co ta cała szopka, wystarczyłoby zwykłe auto. Po co na nas dwie taki wielki samochód? Choć w sumie... to nie Polska. Co do lotu - minął bezproblemowo i szybko. A co więcej, latanie mi się spodobało!
- Wierzę Al, wierzę. - uśmiechnęłam się lekko do przyjaciółki. W jej oczach dało się zauważyć malutkie iskierki, miała łzy w oczach. - Ale spokojnie. Wiem, że bardzo ich lubisz, ale traktuj ich normalnie, jak współpracowników. OK? - spytałam dla pewności. W tym stanie Ola była w stanie zrobić naprawdę głupie rzeczy.
 - Spoko, nie będziesz się mnie wstydzić. Cieszę się, że ich poznam, bo to jest moje marzenie. Ale nie będę odwalać, obiecuję. Przecież to zwykli ludzie, jak ja, albo jak ty. - powiedziała wpatrując się prosto w moje oczy, jednocześnie obejmując rękoma swój duży bordowy zeszyt. Odkąd się przyjaźnimy zawsze go ma i do tej pory nie wiem, co w nim jest. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie, na przeciwległych końcach auta.
 - Co jest? - powiedziałam, gdy limuzyna nagle się zatrzymała w nieznanym mi wizualnie miejscu. Słychać było tylko jakieś głosy. Nie, nie w mojej głowie, tylko na zewnątrz pojazdu. Nie było jednak słychać dokładnych rozmów. Mogłam jedynie z usłyszanych fragmentów wywnioskować, że osoby z zewnątrz rozmawiały po angielsku.
 - No właśnie... czemu stoimy? - szepnęła Ola, jakby nie była pewna tego, że usłyszę ją tylko ja. Uniosłam bezradnie ramiona i pokiwałam głową na znak, że nie wiem.
   Nie zdążyłam nawet mrugnąć oczami, kiedy ktoś otworzył drzwi od limuzyny. Wychyliłam lekko głowę z nadzieją, że się dowiem, jednak na marne. Nadal słyszałam jakieś rozmowy, teraz prowadzone szeptem, gdzieś od strony kierowcy. Zignorowałam to jednak kolejny raz i usiadłam obok Oli, w głębi pojazdu. Obie próbowałyśmy cokolwiek zobaczyć przez ciemne szyby, jednak na marne.
 - Hello girls! - usłyszałyśmy męski głos. Obie jednocześnie podskoczyłyśmy przestraszone, gdyż nie spodziewałyśmy się żadnych gości.
 - Oh my God, Niall? - wydukała Ola. Kiwnął głową na znak, że tak i uśmiechnął się bardzo szeroko. To będzie ten sympatyczny, pomyślałam.
 - Niall, tak? Jestem Maja, a to Alexandra, inaczej Ola lub Alex. - kontynuowałam w ojczystym języku chłopaka. - Mógłbyś nam powiedzieć, dlaczego tu stoimy? Nie chcę być niemiła, po prostu pytam. - uśmiechnęłam się lekko z nadzieją, że blondas nie odbierze tego jako pretensji.
 - Miło was poznać dziewczyny. - zaśmiał się. Pocieszny chłopaczek z niego. - Kierowca się tu zatrzymał, bo zabieracie nas z próby. Jedziemy razem do domu. - powiedział nadal się uśmiechając. Coś czuję, że to on będzie rozbawiał całe towarzystwo.
 - Rozumiem. A co na obiad? - spytałam śmielej, a Niall wybuchł śmiechem.


   Prawie całą drogę jechaliśmy w milczeniu. Raz po raz ktoś kaszlnął lub chrząknął. Każdy z nas czuł się lekko niezręcznie w takim składzie. Ola siedziała jak na szpilkach. Zapewne miliony pytań nasuwały jej się na myśl i wpływały na język. Jednak dość dobrze to kontrolowała i gdy już wszyscy członkowie usiedli w limuzynie i się przedstawili, powiedziała składne "Miło was wszystkich poznać" bez zbędnych emocji. Byłam z niej bardzo dumna.
 - Bon appétit. - powiedział Niall, gdy wszyscy usiedliśmy przy stole i nakładaliśmy sobie na talerze jedzenie przygotowane przez domowego kucharza.
 - Gracias. - odpowiedział chłopak w czarnych włosach. Jeśli dobrze pamiętałam to był to Zayn. Tak, Zayn.
 - Widzę macie tu zróżnicowanie w językach. - zaśmiałam się nabierając na widelec surówkę z pora.
 - Nawet nie wiesz jakie! - zaśmiał się Liam. Zapamiętałam go, bo ma na szyi taką ciemną plamkę, która jest bardzo podobna do mojego pieprzyka na stopie.
 - A może wy powiecie coś w swoim języku, hm? - zasugerował ten drugi chłopak z imieniem na L.
 - Specjalnie dla Louis'a: SMACZNEGO CHŁOPCY! - powiedziała Ola ostatnie dwa słowa wymawiając po polsku.
 - Jak mamy odpowiedzieć w waszym języku? - spytał blondyn, po czym napił się wody ze szklanki stojącej obok jego talerza.
 - DZIĘ.KU.JE.MY.. - przesylabowałam tak, jak robią to dzieci u nas w przedszkolu i podstawówce. Chłopcy łamali sobie język na polskim słowie, jednocześnie śmiejąc się do oporu. Tylko Harry, ten w lokach, siedział jakiś przygaszony.
 - Chłopcy, mogę coś zaproponować? - Alex spytała nieśmiało, co wywołało grobową ciszę.
 - Oczywiście! - powiedział rozochocony Liam. Oho, czyżby moja przyjaciółka wpadła mu w oko?
 - Tak sobie myślałam... może byśmy wieczorem spotkali i pograli w kalambury? Poznamy się lepiej i wesoło spędzimy wieczór. W końcu przed nami współpraca i spędzanie czasu w tym gronie.
 - Świetny pomysł! - Liam klasnął w dłonie i pełen entuzjazmu wstał. - O dziewiętnastej wszyscy w salonie na dole.
 - Ekhm.. Liam... a pokażesz nam najpierw nasze pokoje? - powiedziałam powstrzymując śmiech.
 - Ja Wam pokażę, ale najpierw zjedzmy! - wydukał Niall przeżuwając kolejne kęsy schabowego z ziemniakami. Ten człowiek mnie rozbraja.


Wieczór, kilka minut przed dziewiętnastą...

   Siedziałam na parapecie już w swoim, tymczasowym pokoju wpatrując się w niebo i różowiące się niebo. Nie mogłam uwierzyć w to, że nie pada deszcz. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w otoczenie. Z transu wybiło mnie ciche pukanie do drzwi.
 - Otwarte! - krzyknęłam.
 - Można? - zobaczyłam wychylającą się zza drzwi głowę Niall'a.
 - Pewnie, wchodź. - ponagliłam go ruchem ręki, nadal siedząc na parapecie. - Wszyscy już na dole?
 - Coś ty. Oni nie znają taiego słowa jak "punktualność". - zaśmiał się z nieuwagi swoich kolegów. - Podoba Ci się?
 - Hm? - kompletnie zdezorientowana wybałuszyłam oczy na chłopaka.
 - Pokój... podoba Ci się? - powtórzył.
 - Tak, jest śliczny! - nie kłamałam, rzeczywiście był piękny. Ciemne panele podłogowe z prawie białymi ścianami tworzyły idealny kontrast. Na lewo od wejścia znajdowała się nie za duża łazienka z cudowną, zaokrągloną wanną, a obok niej, znajdowało się przejście do toalety z umywalką. Na prawo od drzwi wejściowych do pokoju znajdowała się garderoba, nie było żadnych półek ani wieszaków, sama mogłam ją rozplanować. Na przeciwko wejścia znajdowało się ogromne okno z głębokim parapetem, który był wyłożony pianką. Między oknem a drzwiami do garderoby stało łóżko, czarne z cudowną czerwono-szaro-białą pościelą, a po drugiej stronie znajdowała się biała toaletka ze sporym lustrem. Po prostu pokój marzenie!
 - Cieszę się! A teraz chodź, bo zaczną bez nas. - pociągnął mnie za nadgarstek, co spowodowało, że byłam zmuszona "skakać" z parapetu. Prawie biegnąc wyszliśmy z pokoju. Zdążyłam tylko zamknąć za sobą drzwi.

środa, 12 listopada 2014

Rozdział pierwszy.

Jesteś młodym i ambitnym fotografem? Poszukujesz przygód i nowych doświadczeń?
Masz kolegę lub koleżankę chcących pracować w modelingu?
MAMY COŚ WŁAŚNIE DLA WAS!

O co chodzi? Model lub modelka pozuje, a fotograf ma uchwycić jak najlepsze momenty.
Nagroda? Możliwość pracy z gwiazdami światowego formatu!


Szczegóły wyślemy w odpowiedzi na każde zgłoszenie.
Wysyłajcie swoje prace do 20 kwietnia 2014r. do godziny 23:59.

Kto wie, może czekamy własnie na Waszą dwójkę!


   Przeczytałam informację widniejącą w jakiejś gazecie dla nastolatek przeglądając ją w supermarkecie. Od razu pomyślałam o mnie i Alex, przecież ja robię zdjęcia, a ona zawsze mi pozuje. To idealna okazja w końcu spróbować własnych możliwości! Bez chwili zastanawiania się zrobiłam zdjęcie telefonem i wysłałam Oli w wiadomości na Facebook'u. Wzięłam gazetę, za którą przy kasie zapłaciłam 3zł (jak te dzieciaki mogą to kupować, za tyle pieniędzy ;o) i szybkim krokiem opuściłam market. Po kilku minutach siedziałam już w aucie, w którym czekała na mnie mama. Nie zauważyła tej beznadziejnej gazety, którą wzięłam, gdyż zaraz po odejściu od kasy schowałam ją pod bluzę. Byłoby mi strasznie głupio, gdyby widziała, że jej siedemnastoletnia córka czyta jakieś badziewie dla trzynastolatek. Ale może ten mały stos kartek spięty niezgrabnie dwoma zszywkami był moimi, i rzecz jasna Alex, drzwiami do kariery.
 - Olkaaaaa, słuchaaj!
 - Tyle razy ci mówiłam, NIE.OLKA. - usłyszałam w słuchawce po drugiej stronie.
 - No, oki, przepraszam. Jest sprawa! Za 10 minut bądź w parku, tam gdzie zawsze, mam ci coś ważnego do powiedzenia.
 - Spoko, ale co to za...
 - 10 minut, paaa! - rozłączyłam się. Wiem, ze to niezbyt ładnie i kulturalnie, ale gdybym przedłużyła tę rozmowę to z naszego spotkania nic by nie wyszło, a Ola tak czy inaczej wyciągnęłaby wszystko ode mnie w ciągu tej jednej rozmowy. 
   Szybko wcisnęłam się w bluzę, którą jakimś cudem miałam już drugi rok i nadal była w stanie używalności. Wzięłam jakąś torebkę leżącą obok łóżka, wrzuciłam do niej dokumenty, portfel i gazetę, którą wcześniej kupiłam, schowałam telefon i słuchawki do kieszeni, i wybiegłam z domu. Zeskakując ze schodów prawie wylądowałam brodą na ziemi, jednak moja koordynacja ruchów jakoś mnie od tego uratowała. Pierwszy raz byłam na czas w umówionym miejscu i to w dodatku przed osobą, z którą się umówiłam. SUKCES! Tę chwilę, którą czekałam na Olę, poświęciłam na słuchanie kolejnej piosenki z playlisty. Zaczęłam pod nosem nucić i śpiewać co drugie słowo utworu Artura Rojka Syreny
   Popatrzyłam na zegarek 16:09. Cztery minuty po czasie. Zadzwoniłam do Oli, nigdy się nie spóźniała.
 - Gdzie jesteś, hm? - spytałam lekko zniecierpliwiona.
 - Teraz już wiesz jak się czuję, kiedy Ty się spóźniasz. Zaraz będę, usiądź na ławce. - powiedziała to tak jakby mnie widziała.
 - Dobra. - rozłączyłam się i wykonałam polecenie przyjaciółki, jednak moje rozkojarzenie lekko mnie rozbiło i przez chwilę zapomniałam po co przyszłam do tego parku. Ach tak, gazeta, ogłoszenie, Alex, fotograf, modelka, konkurs, wygrana. Nie, nie, nie, nie, nie, stop. Bez tego ostatniego, przecież wszystko się może wydarzyć.
 - No hej! - usłyszałam przez muzykę lecącą nadal z moich słuchawek, które momentalnie wyjęłam z uszu.
 - No witam panią! Jak tam, co tam? - spytałam zwijając słuchawki w niezgrabną, poplątaną kulkę i wrzuciłam do torebki.
 - Wszystko dobrze, ale teraz mów, po co mnie tu ściągnęłaś.
 - W takim razie usiądź, bo jeśli to usłyszysz możesz tego nie wytrzymać na nogach. - ucieszyłam się, że od razu przeszła do tego tematu.
   W tym samym momencie, w którym usiadła na ławce, zaczęłam opowiadać przyjaciółce o tym, co przeczytałam w gazecie. Pokazałam jej artykuł i czekałam na reakcję. Z początku słyszałam tylko "no nie wiem.." i niepewne wzdychanie, ale po chwili ożywiła się, zaczęła śmiać i powiedziała:
 - Dobra, hahaha, żartowałam! Pisze się na to! Kiedy idziemy zrobić te zdjęcia?

   I w ten oto sposób powstały najlepsze zdjęcia od początku naszej współpracy, czyli od początku przyjaźni, która trwała już prawie 5 lat. Wybrałyśmy najlepsze trzy ujęcia, gdyż tak było napisane w szczegółowej wiadomości od organizatorów, do tego dołączyłyśmy swoje dane personalne i namiary, zdjęcia legitymacyjne (na którym obie wyszłyśmy jak takie dwa ziemniaki, za co -.-) i wrzuciłyśmy do jednego folderu. Tak, folderu, nie koperty. W dwudziestym pierwszym wieku ludzie nie znają już chyba takiego pojęcia jak 'koperta' czy 'list'. Niedługo dzieci zaczną pytać co to papier i długopis, i jak to wygląda, bo słyszały, ze kiedyś się czegoś takiego używało. Ciemnogród taki nastanie na świecie, że szok. Wracając do ogłoszenia i konkursu. Wysłałyśmy na podanego maila wiadomość i czekałyśmy. na jakikolwiek odzew. Wiadomość mailowa była informacją o przegranej.
   Minęły już 4 dni od wysłania zgłoszenia. Siedziałyśmy co dzień przy telefonie i co chwilę sprawdzałyśmy pocztę. To już jakaś paranoja. W końcu 10 kwietnia 2014 roku, piątego dnia od wysłania zgłoszenia, równo o godzinie 12:30 zadzwonił mój telefon. Odebrałam.
 - Słucham?
 - Maja Tadla?
 - Owszem.
 - Dostała się pani wraz ze swoją modelką Aleksandra Janas do finału konkursu "Uchwyć najlepszy moment"!
 - Serio?! Ale pan tak poważnie?! My? Ale jak to?! Udało się? Tak... udało się! - mówiłam jak najęta sama do siebie.
 - Tak, mówię całkiem poważnie. Zapraszamy bardzo serdecznie na losowanie gwiazd do Poznania, dnia dwunastego kwietnia dwa tysiące czternastego roku o godzinie trzynastej zero zero w Galerii Malta!
 - Mamy być obie tak? - powiedziałam już spokojniej, jednak nadal tuptając, jak małe dziecko, w miejscu.
 - Tak, obie. Wylosujemy gwiazdy światowego formatu, z którymi będziecie mieć możliwość współpracy, Ty z koleżanką oraz druga para zwycięzców z Polski. Poduczajcie się jeszcze angielskiego! Musicie być!
 - Oczywiście, że będziemy! Dziękuję za informację, do zobaczenia!
 - Gratuluję, widzimy się w sobotę! - powiedział facet ze słuchawki i się rozłączył.
   Chwilę jeszcze stałam w totalnym osłupieniu, nie dowierzając, że się nam udało. Zanim dotarła do mnie w jakiejś tam minimalnej części ta wiadomość od razu zadzwoniłam do Oli.
 - Dzwonili do mnie! - pisnęłam zaraz po tym jak odebrała.
 - Do mnie też!
 - Aaa!
 - Aaa! 
 - Aaa! Czaisz, jedziemy w sobotę do Poznania do Galerii Malta, będą losować, mamy szansę!
 - Wiem, Majka wiem! Wszystko mi powiedzieli! ciekawe kogo dostaniemy. Może Beyonce?! Albo Katy Perry?!
 - Coś Ty, na pewno Brad'a Pitt'a!
 - Majcia, zejdź na Ziemię, gdzie takie ciacho i my... no proszę Cię. 


Dwa dni później, sobota 12.04.2014r., godz. 13:10

   - Denerwujesz się? - szepnęła mi do ucha Ola. Stałyśmy obie przy stoliku dla uczestników, na którym były rozłożone ciastka, placki, rogaliki i inne słodkości (czy ci ludzie nie potrafią zrozumieć, że niektórzy takich rzeczy jeść nie moga, no szlag teraz trafi moje starania!). Ubrałyśmy się dość elegancko, lecz nie przesadnie. Ola miała na sobie spodnie w czarno-białe paski, w ten sam wzór bransoletkę oraz czarną koszulę z białym kołnierzykiem. Do tego założyła czarne koturny i kolczyki-różyczki. Makijaż miała wyrazisty, ale nie przesadny. Wyglądała ślicznie (link). Natomiast ja miałam założone (link) czarne spodnie i żakiecik tego samego koloru, do tego limonkową koszulę i vansy, a na szyi zawiesiłam łańcuszek-kotka, który jakiś czas temu dostałam od rodziców. Obie prezentowałyśmy się nienagannie. 
 - Trochę się denerwuję, ale nie tak bardzo. A Ty? - na to dziewczyna skinęła głową, że tak. Nie dziwiłam się. Tak prawdę mówiąc nogi miałam jak z waty, a serce kołatało jak szalone, ale nie dałam po sobie poznać. Zachowałam kamienną twarz i czekałam na wynik losowania. Te sekundy dzielące nas od informacji o wyjeździe ciągnęły się w nieskończoność, aż w końcu w moich uszach rozbrzmiał głos faceta ze słuchawki. Nim jednak przeszedł do sedna minęły kolejne miliony minut, a później zaczął losowanie. 
   W jakiejś sporej, okrągłej komorze były trzy karteczki z trzema różnymi gwiazdami. To na kogo trafimy zależało tylko i wyłącznie od losu oraz szczęścia. Najważniejsze było dla nas to, by nie trafić na jakieś rozpuszczone dzieciaki, którym sodówka uderzyła do głowy i teraz mając powiedzmy dwadzieścia lat uważają się za nie wiadomo kogo. 
 - Pani Maja Tadla wraz z panią Aleksandrą Janas otrzymują.... - zamarłam. - One Direction! Gratulacje!
 - Że co?! - powiedziałam dość głośno.
 - Majka, ciesz się! O matko, w końcu ich poznam! - cieszyła się Ola. Jednak mnie nie było wesoło...

wtorek, 11 listopada 2014

Prolog

            -Jesteś tego pewna? - spytał Zayn kolejny raz.
-Tak! Mówię Ci to szósty raz z rzędu! Działaj chłopak. - uśmiechnęłam się do Niego zaciskając dłoń w pięść. - No dalej, Zayn!
- No dobra, już. Co Ty się tak niecierpliwisz kobieto? - marudził chłopak.
- Bo się ociągasz pacanie! - rzucił Louis krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- No.. delikatnie rzecz ująłeś, Lou. - powiedział Niall ziewając. W tym momencie wyglądał jak jakiś leniwiec. Wyłożony na ciemnej kanapie w pokoju Malika z jedną nogą na oparciu, a drugą na podłodze, kończąc trzecią paczkę orzeszków w chilli o bliżej mi nieznanej nazwie, wyglądał komicznie. Jeszcze te Jego włosy rozczapierzone na każdą możliwą stronę świata. Żałuję, że nie miałam wtedy możliwości zrobienia zdjęcia!
- Powinniście mnie wspierać! Pff, tacy przyjaciele to..
- Zamknij się i rób! - powiedzieli chórem Liam, Louis i Niall.
- Dobra, dobra, dobra, no już! - jęknął Zayn i sprawdził czy Jego 'cudowna maszyna' działa. Zamoczył metalową końcówkę w małym, żółtym pojemniczku wypełnionym czarnym tuszem i nacisnął stopą na pedał niewielkich rozmiarów. Zamknęłam oczy i usłyszałam ten charakterystyczny dźwięk maszynki do robienia tatuażu. Nie umiem go nawet z niczym szczególnym porównać, czy powiązać. Specyficzny, choćby jak pierdy Nialla. Może i teraz się śmiejecie, albo twierdzicie, że to głupie, ale to prawda! To idealne porównanie w obecnej sytuacji. Każdy pierd Blondasa jest specyficzny. Mianowicie jebie jak skurwesyn, ładnie mówiąc.
         W jednej sekundzie poczułam tylko delikatne ukłucie na lewym nadgarstku. Zaczął. Nie, nie patrzyłam. Bałam się. To był mój pierwszy tatuaż. Bardzo spontaniczny z resztą. Zastanawiałam się cały czas na co się zgodziłam. A jeśli nie wyjdzie? Nie, przecież Zayn dziarał wszystkich chłopców (no, z wyjątkiem Nialla, który ciało ma wolne od jakichkolwiek tatuaży), to nie ma prawa wyjść źle. 
- Ej, panna, a Ty co taka nagle cicha i przygaszona się zrobiłaś? - powiedział Liam, zapewne do mnie, bo przecież byłam obecnie jedyną dziewczyną w ich towarzystwie. Ale nadzwyczaj inteligentna Maja, musiała oczywiście zadać głupie, kompromitujące pytanie.
- Ja? - powiedziałam, nie podnosząc powiek ani o milimetr.
- Nie, wiesz? Nie Ty, Harry! - zaśmiał się Li, pewnie przewracając przy tym swoimi ciemnobrązowymi oczami.
- No wiesz... Harry ma takie słodkie loczki, niewinną buźkę i czarujące oczy... możliwe że na panienkę wygląda. - powiedziałam uśmiechając się szeroko z nadal zamkniętymi oczami.
- Nie ma cycków, ani tyłka... - otworzyłam w tym momencie oczy, by zobaczyć Lou. - ...ani za co złapac, ani nic... nie, Harry dziewczyną nie jest! - oświadczył Louis przecierając nadal kciukiem i palcem wskazującym po brodzie, podkreślając tym samym, że bardzo poważnie zastanawia się i myśli.
          Kątem oka, zauważyłam tylko, jak Harry wychodzi z pokoju prawie bezszelestnie i zamyka za sobą drzwi z niebywałą ciszą, czego w zwyczaju nie miał. Zapewne wydarzenia ostatnich tygodni, lub raczej dni (te były bardziej uderzające), znów biegały wewnątrz Jego myśli, tym samym rujnując już to, co w sobie odbudował - poczucie humoru. 
           Ale może lepiej zacznę od początku, od tego, jak się znalazłam w domu chłopców i jak ich poznałam. Cofnijmy się zatem do 5 kwietnia 2014 roku. Opowiem Wam historię o moim życiu.





OD AUTORKI:
Króciutki prolog, który ma Was zachęcić do tego bloga.
Wyrażajcie opinie. :)